Karolina Zalewska, J. Robert Kudelski
Latem 1938 r. otwarta została w Warszawie wystawa monograficzna z okazji stulecia urodzin Jana Matejki. Na czas ekspozycji przewieziono do Zachęty dwa duże płótna, będące własnością Państwowych Zbiorów Sztuki, na co dzień wiszące w Zamku Królewskim w Warszawie: Rejtan na sejmie warszawskim i Batory pod Pskowem[1]. W przypadku wielkoformatowych obrazów, transport nawet na tak nieznaczną odległość, jaka dzieli Plac Zamkowy od Placu Małachowskiego, był niezwykle skomplikowaną operacją. Nikt się wówczas nie spodziewał, że za rok oba dzieła wyruszą ze stolicy w długą, trwającą sześć lat podróż, a kolejne 45 lat upłynie, nim dzieła ponownie zawisną w Zamku Królewskim.
Ołyka i Łuck
W pierwszych dniach września 1939 r. oba obrazy zostały zdemontowane ze ścian, rozramione, zdjęte z blejtramów i nawinięte na wspólny wałek wraz z perskim, jedwabnym kobiercem, zwanym wilanowskim. Tak przygotowany ładunek dołączony został do transportu prywatnej kancelarii Ignacego Mościckiego, który ruszył na Wołyń, do zamku Radziwiłłów w Ołyce[2]. Prezydent Rzeczypospolitej gościł u księcia Janusza Radziwiłła przez tydzień. Opuszczając rezydencję 14 września pozostawił cenny depozyt pod pieczą swego majordomusa Kacpra Michalskiego. Niejasne w ogóle, dlaczego skrzyń nie zabrano. Wyjazd odbywał się bez specjalnego pośpiechu, tym bardziej w popłochu. W trudniejszych bez wątpienia warunkach wywożono złoto Banku Polskiego, czy arrasy z Wawelu. Pewnie uznano Ołykę za miejsce szczególnie bezpieczne.[3]
20 września 1939 r. książę Janusz Radziwiłł został aresztowany przez NKWD. Żołnierze radzieccy splądrowali zamek, a znaczną część znalezionych tu dzieł sztuki, w tym obrazy Matejki, przewieźli ostatecznie do Muzeum Regionalnego w Łucku. W 1941 r. miasto znalazło się pod okupacją niemiecką, ale musiały upłynąć jeszcze dwa lata, nim wiadomość o losie obrazów trafiła do środowiska warszawskich i lwowskich historyków sztuki i muzealników.
Lwów
Jako pierwszy informację o odnalezieniu cennych płócien Matejki zanotował w swym dzienniku Karol Badecki, w latach 1937-44 Dyrektor Archiwum Akt Dawnych we Lwowie i Muzeum Historycznego Miasta Lwowa.W poniedziałek 20 grudnia 1943 r. zanotował w swoim dzienniku: Po przyjściu do Archiwum zjawił się z autem ciężar[owym] jakiś Niemiec i zdeponował na pewien czas przywieziony z Łucka tryptyk z XVI w. mający odejść do Krakowa. Wspomniał, że przywiózł jeszcze 2 Matejki (ale te muszą być wysłane do restauracji).[4]
20 grudnia 1943 Jan Marksen, główny konserwator Galerii Miasta Lwowa, został wezwany telefonicznie do biura Stadthauptmanna Egona Höllera[5]. W gabinecie pokazano mu dwie paczki o wymiarach 64x160 i 90x120 cm. Wiadomość o tym, że są to dwa słynne obrazy Matejki złożone w kostkę musiała być dla polskiego konserwatora szokująca. Najprawdopodobniej w tak barbarzyński sposób potraktowali płótna żołnierze radzieccy, którzy, być może jeszcze w Ołyce, rozwinęli wałek, aby sprawdzić co zostało na niego nawinięte. W Łucku obrazy przesypano naftaliną przeciw molom i w formie paczek pozostawiono na kilka lat. Jan Marksen otrzymał od okupacyjnych władz lwowskich polecenie zakonserwowania obu dzieł Matejki. Znając historię konspiracyjnego ukrywania Bitwy pod Grunwaldem czy Hołdu pruskiego, może dziwić troska hitlerowców o obrazy Matejki. Trzeba jednak pamiętać, że potrafili oni precyzyjnie rozdzielić prace krakowskiego malarza na te, które miały wymowę antyniemiecką i te, które były ideowo antyrosyjskie. Umieli także docenić wartość artystyczną obu dzieł.
Na potrzeby konserwacji Rejtana i Batorego wybrał Jan Marksen dużą salę w ratuszu i już następnego dnia po otrzymaniu zadania, w obecności kustosza Galerii Miasta Lwowa dr. Jerzego Güttlera, przystąpił do rozpakowywania obrazów. W trosce o zniszczone płótna stopniowo rozprostowywał kolejne zagięcia. Samo rozkładanie Rejtana trwało do 31 grudnia, Batorego aż do lutego następnego roku. Wraz ze swoimi współpracownikami konserwator wykonał schematyczne rysunki obrazujące zniszczenia każdego z obrazów. Wśród zachowanych materiałów szczególnie poruszające są dwa cienkie arkusiki papieru, podpisane tytułami obrazów, złożone tak, jak płótna, gdy przyjechały do Lwowa. Na końcu teczki z dokumentacją przykleił Marksen dwa małe foliowe woreczki z zawartością wyglądającą jak sól wymieszana z pieprzem. To pokruszone kawałki gruntu i warstwy malarskiej wydobyte z zagięć płócien. Na każdym etapie pracy Jan Marksen wykonywał zdjęcia. Niestety, większość z nich zaginęła już po wojnie. Pojedyncze sztuki ocalały w zbiorach warszawskiego konserwatora Bohdana Marconiego i w spuściźnie Mieczysława Gębarowicza, przechowywanej we wrocławskim Ossolineum.
Władze niemieckie pragnęły utrzymać w tajemnicy fakt odnalezienia obrazów Matejki, jednak wiadomość ta szybko rozprzestrzeniała się wśród polskich historyków sztuki. 23 grudnia 1943 Mieczysław Gębarowicz wysłałlist do Warszawy, do Stanisława Lorentza, przedwojennego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Otrzymałem właśnie pomyślną wiadomość, którą się pragnę z Panem podzielić. Otóż przyjechały do Lwowa Rejtan i Batory pod Pskowem, podobno całe, ale silnie podniszczone. O stanie zniszczeń będzie się można przekonać po rozpakowaniu, co ma tymi dniami nastąpić przy udziale naszych kolegów. Posyłka przyszła pod adresem Stadthauptmanna, który jest świadom jej wartości i waha się w tej chwili, czy ją zakonserwować i oddać do Galerji obrazów, czy odesłać do Krakowa. W jednym i drugim przypadku opakowanie zostanie zmienione, przede wszystkim przyjdą wałki, a płótna zostaną przewinięte farbą na zewnątrz, a nie tak jak to obecnie ma miejsce. Tyle na razie, a gdy dowiem się czegoś nowego, nie omieszkam się z Panem podzielić.[6]
10 lutego 1944 r. Zarząd Miasta Lwowa wydał nakaz przygotowania obrazów do transportu. Zbliżający się front powodował ogromne zagrożenie dla wszystkich dzieł sztuki znajdujących się w mieście. Ewakuacja polskiego dziedzictwa kulturowego była zgodna z interesem zarówno Polaków, jak i Niemców, a sprawne i skuteczne przeprowadzenie tego przedsięwzięcia zależało od zgodnej współpracy obu stron. Jan Marksen zaprojektował dla każdego z obrazów skrzynię, w której płótno, zawieszone na wałkach w pewnej odległości od ścianek, byłoby zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi w czasie podróży kolejowej czy samochodowej. 25 marca 1944 r., ze ściany sali posiedzeń ratusza lwowskiego zdjęto trzeci obraz Matejki Unię Lubelską, którą spakowano do oddzielnej skrzyni. Dwa dni później trzy wielkoformatowe płótna trafiły do magazynów przy ul. Św. Marcina we Lwowie.
Przemyśl i Wiśnicz
W pierwszych dniach kwietnia wyruszyły ze Lwowa w stronę Przemyśla wagony z cennym ładunkiem. Do transportu Jan Marksen dołączył zaprojektowany przez siebie stół do konserwacji dużych obrazów w małych pomieszczeniach. Składał się on z wąskiego blatu o szerokości 70 cm, pod którym umieszczono równolegle dwie rolki. Na tak skonstruowanym meblu można było pracować nad kolejnymi odcinkami płótna, przewijając je co jakiś czas, jak kliszę w dawnych aparatach fotograficznych.
Docelowo wszystkie obrazy Matejki, wraz z innymi skrzyniami mieszczącymi lwowskie dobra kultury, miały zostać złożone w dawnym klasztorze karmelitów w Wiśniczu. Piękne barokowe założenie już od czasów rozbiorów nie pełniło funkcji religijnych. Zamieniono je na więzienie, którym pozostaje do dnia dzisiejszego. Kiedy w pierwszych dniach kwietnia przyjechał tam Jan Marksen, szybko spostrzegł, że wśród licznych pak z cenną zawartością brakuje trzech skrzyń z obrazami Matejki. Natychmiast rozpoczął korespondencyjne poszukiwania. Wysłał listy do Lwowa, Krakowa oraz klasztorów w Tyńcu i Staniątkach, jednak nikt nie był w stanie udzielić konserwatorowi informacji o miejscu przechowywania obrazów. Istniało ryzyko, że dzieła zostały przesłane do Warszawy, ze względu na ich pochodzenie z Zamku Królewskiego. Decyzję o takim przekierowaniu transportu podjęto 15 marca w Amt für die Pflege alter Kunst w Krakowie[7]. Cenny depozyt szczęśliwie odnalazł się w Przemyślu i brakujące skrzynie 27 maja 1944 r. dotarły ostatecznie do Wiśnicza. Z Warszawy przesłano natomiast na ręce Jana Marksena upoważnienie do opieki nad obrazami oraz list od Bohdana Marconiego z technicznymi pytaniami dotyczącymi szczegółów restauracji płócien. Konserwator Muzeum Narodowego w Warszawie, opisując w latach 50-tych XX w. wojenne losy najważniejszych obrazów Matejki, ze względna cenzurę, musiał napisać, że zniszczenia obrazów dokonali Niemcy[8]. Opublikował zdjęcie złożonego w kostkę Rejtana z podpisem, że fotografię wykonano w Wiśniczu. Dziś wiemy, że lwowski konserwator dowiózł tam obrazy na wałkach, a Marconi na dziesięciolecia zafałszował prawdę o losach obrazów.
Kiedy pod koniec maja samochód z obrazami Matejki stromą drogą wjeżdżał po klasztornym wzgórzu, po drodze mijał Koryznówkę. W tym drewnianym dworku mieszkała siostra Teodory Matejkowej, Joanna Serafińska, wraz z mężem Leonardem. Serafińscy wielokrotnie gościli rodzinę malarza, a pan domu obdarzył swymi rysami twarzy jedną z postaci na obrazie Unia Lubelska[9]. Stąd po dniach wypoczynku mistrz wracał do Krakowa, aby pracować między innymi nad ukończeniem Rejtan.W 1944 r.historia zatoczyła koło.
Jeszcze przed przybyciem obrazów pojawił się w Wiśniczu konserwator niemiecki dr Asmus Troschke, który na miejsce składowania prac Matejki wyznaczył klasztorną piwnicę. Jan Marksen wspominał tak kolejny etap walki o cenny depozyt: Dyrektor więzienia dr Schröder nie chciał od tego zarządzenia odstąpić. Na szczęście miałem przy sobie hygrometr, więc poprosiłem o pozwolenie zbadania wilgotności pomieszczenia. Po pięciu minutach hygrometr wykazał 95% wilgotności. Dopiero ten argument wpłynął na zmianę decyzji. Wybrałem dla obrazów pomieszczenie w ogromnym barakowym magazynie na dziedzińcu więziennym, gdzie zostały po przywiezieniu złożone, obok 10-ciu innych skrzyń z różnymi muzealiami ze Lwowa. Po przybyciu obrazów musiałem je natychmiast w gmachu administracyjnym więzienia rozpakować i wysuszyć, gdyż były zapakowane w skrzynie sporządzone z zupełnie mokrego drewna. Skrzynie wzięto do wysuszenia do więziennej piekarni.[10] Ostatecznie na terenie zakładu karnego pozostała niewymagająca prac konserwatorskich Unia Lubelska. Batory i Rejtan przewiezione zostały furą do domu rejenta Hałatka, który nieodpłatnie przekazał odpowiednią przestrzeń. Marksen nie miał jednak zbyt dużo czasu, aby przystąpić do prac konserwatorskich. W swej spisanej po wojnie relacji tak opisał czas spędzony w Wiśniczu: Tymczasem wobec zbliżania się frontu zawezwano mnie do pracy przy okopach. Wobec niepewnej sytuacji zdecydowałem się obrazy ponownie zapakować do skrzyń. Rejtana, jako bardziej uszkodzonego obszyłem w dwa obrusy, wypożyczone od żony. W piwnicy betonowej ze słupem z betonu pod pracownią przygotowałem schron. Wezwałem murarza, który wyjął kratę z okienka, gdyż tylko tą drogą można było wsunąć skrzynie na przeszło 4 metry długie. Powiadomiłem miejscową straż pożarną i posterunek policji o pomieszczeniu obrazów i uzyskałem obietnicę roztoczenia opieki nad domem. Dzieła Matejki jednak nigdy do tego schronu nie trafiły.
Świdnica
17 sierpnia z nakazu Stadthauptmanna lwowskiego Marksen zmuszony został do przekazania obrazów urzędnikom niemieckim, którzy przewieźli płótna zapakowane w skrzynie do ratusza w Sosnowcu. Wiadomość o kierunku transportu przekazał konserwator natychmiast przebywającemu w Krakowie prof. Feliksowi Koperze. Informacje na temat stanu w jakim znajdowały się obrazy Matejki były na tyle niepokojące, że przedwojenny dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie postanowił interweniować w tej sprawie u władz Generalnego Gubernatorstwa. O realnym zagrożeniu utraty tych dzieł (z powodu braku konserwacji) poinformował dr Wilhelma Ernsta Palézieux, doradcę Hansa Franka do spraw sztuki. Ten szwajcarski architekt przyjechał do okupowanej Polski we wrześniu 1941 roku. Po wojnie podkreślał, że nie był zachwycony współpracą z nazistami – zmusiła go do tego sytuacja materialna i rodzinna. Początkowo został oddelegowany do prac przy Baudirektion, urzędzie kierującym przebudową warszawskiego Belwederu i Łazienek Królewskich. Palézieux miał się zająć urządzeniem wnętrz pałacu prezydenckiego – pracował m.in. przy rozmieszczaniu mebli i dzieł sztuki, które przychodziły do Belwederu w pakach. Rzeczy te przychodziły bądź to z Holandii, bądź też jak obrazy z Krakowa i innych miejscowości polskich[11]. W trakcie realizacji tego zadania Szwajcar stwierdził, że niemieccy urzędnicy dopuszczali się grabieży polskich dóbr kultury. W sporządzonym przez niego w 1943 roku raporcie znalazła się informacja, że z samego tylko Pałacu Łazienkowskiego zaginęło 296 różnego rodzaju zabytkowych przedmiotów[12]. Z rabunkiem polskich dzieł sztuki zetknął się zresztą wielokrotnie. W maju 1943 roku spotkał kilku żołnierzy SS, którzy nieśli słynny miecz koronacyjny Bolesława Chrobrego – Szczerbiec. Nie mając świadomości, że prawdziwe regalia zostały ewakuowane z kraju w 1939 roku odebrał miecz Niemcom i przekazał konserwatorowi zabytków związanemu z Wawelem prof. Adolfowi Szyszko-Bohuszowi. O jego stosunku do polskiego dziedzictwa kulturowego najwymowniej świadczą wydarzenia jakie miały miejsce w 1944 roku. Latem Generalny Gubernator zlecił Palézieux przeprowadzenie ewakuacji dzieł sztuki z Krakowa na Dolny Śląsk. Architekt był przeciwny tej decyzji. Starał się odwieźć Hansa Franka od tego pomysłu, ale musiał ulec rozkazom swojego przełożonego. O sprawie zdecydował się jednak poinformować krakowskich muzealników. Przekonany o tym, że Niemcy nie utrzymają się w Krakowie i że ja również najprawdopodobniej nie będę mógł już wrócić do Krakowa, musiałem w miarę możliwości zabezpieczyć przekazanie Polakom powierzonych mi dzieł sztuki. W tym celu zawierzyłem się polskiemu konserwatorowi obrazów Wladimirowi Szimborki [konserwator zabytków Wacław Szymborski] i rektorowi Wyższej Szkoły Technicznej w Warszawie, profesorowi Bohuszowi Szyszko, dwóm mężczyznom, w których patriotyzm, osobistą odwagę, honor i znajomość rzeczy pokładałem moje pełne zaufanie. Poleciłem wstawienie do pomieszczeń depozytowych, gdzie znajdowały się wartościowe dzieła sztuki, mocnych drzwi zabezpieczających. Nieoficjalnie dorobiłem sobie drugi klucz, który wraz z kopią kluczy do kolejnych ważnych pomieszczeń przekazałem tym panom z poleceniem, aby przejęli moje obowiązki w momencie niebezpieczeństwa[13]. Oświadczenie Palézieux w sprawie działań jakie podjął w celu poinformowania krakowskich muzealników o losie dzieł sztuki przejętych przez władze okupacyjne znalazło swoje potwierdzenie w odkryciu dokonanym po wyzwoleniu Krakowa. W magazynie, w którym przechowywano w czasie wojny polskie zabytki odnaleziono własnoręczną notatkę Palézieux[14]. Znajdowała się w niej informacja wskazująca, że przedmioty, których brakuje na tej liście zostały na polecenie Generalnego Gubernatora zabezpieczone w pałacu Seichau na Śląsku. Sporządzę listę przedmiotów. Kraków, 4.8.44. W. E. Palézieux[15]. Była to niezwykle ważna informacja. Dzięki niej polskie władze dowiedziały się, że pałac w Sichowie (Seichau) – należący do Manfreda von Richthofena – od sierpnia 1944 roku pełnił funkcję składnicy najcenniejszych zabytków zrabowanych w czasie wojny przez niemieckie władze okupacyjne. Dobre świadectwo wystawili Palézieux także polscy muzealnicy. Prof. Szyszko-Bohusz oświadczył po wojnie, że jako urzędnik niemiecki Palézieux miał niewątpliwie możność działania na szkodę naszych interesów nie tylko na rozkaz z góry, ale i z własnej inicjatywy… osobiście jednak nie zaobserwowałem faktów działalności samorzutnej z jego strony na szkodę narodu lub Państwa Polskiego[16]. Postawa Palézieux w czasie wojny miała kluczowe znaczenie dla losu obrazów Matejki wywiezionych ze Lwowa w 1944 roku.
Zaufanie jakim prof. Kopera obdarzył dr. Palézieux zaowocowało podjęciem interwencji w sprawie obrazów Matejki wywiezionych ze Lwowa. Szwajcarski architekt ustalił, że Unia Lubelska, Batory pod Pskowem i Rejtan zostały ewakuowane – na Śląsk, zdaje się do Świdnicy – na rozkaz gubernatora Dystryktu Galicja dr Otto Gustava von Wächtera[17]. W tej sytuacji Palézieux polecił swojemu współpracownikowi, wiedeńskiemu konserwatorowi sztuki dr Eduardowi Kneiselowi, by sprawę tę załatwił[18]. Ten pojechał na Dolny Śląsk i stwierdził na miejscu, że do Świdnicy przyjechały rzeczy ze Lwowa. Pojechałem tam obejrzeć je, ale nie mogłem uzyskać do nich dostępu ani wglądu w nie[19]. Zdając sobie sprawę w jakim stanie znajdują się obrazy Matejki krakowscy historycy starali się przekonać władze okupacyjne, że wymagają one natychmiastowej konserwacji. Prof. Kopera, chciałby, żeby wróciły one do Krakowa, aby poddać je pracom konserwatorskim. Był w tej sprawie także u pana von Palezieux[20]. W październiku 1944 roku Kneiselowi udało się przeprowadzić inspekcję składnic dzieł sztuki urządzonych w Świdnicy. Na miejscu stwierdził, że zabytki przechowywano w dwóch salach gimnastycznych. W biurach władz dystryktu Galicja znajdowało się około 40 dywanów, częściowo z mieszkania gubernatora dr Wächtera. Podczas sortowania okazało się, że niektóre z nich były zupełnie bezwartościowe. Pozostawiłem je w Świdnicy. 33 dywany, pomiędzy nimi egzemplarze najbardziej wartościowe, przewiozłem do Sichowa[21].
Sichów
Wśród przedmiotów przeniesionych ze Świdnicy do Sichowa były też obrazy Jana Matejki – przetransportowano je na dwóch ciężarówkach z przyczepami[22].
17 stycznia Hans Frank wydał rozkaz opuszczenia Krakowa przez urzędników rządu Generalnego Gubernatorstwa. Rano w mieście ogłoszono alarm przeciwlotniczy, a dowództwo niemieckiej armii poinformowało władze cywilne o pojawieniu się czołówek radzieckich wojsk w rejonie Tomaszowic (kilkanaście kilometrów od Krakowa). 18 stycznia Frank i jego najbliżsi współpracownicy dotarli do Sichowa – pałac Manfreda von Richthofena miał stać się czasową kancelarią rządu. Ze względu na niewystarczającą liczbę pokoi niezbędnych do zakwaterowania licznych urzędników, zdecydowano się przenieść zbiory sztuki do innej składnicy. Szef kancelarii rządu Generalnego Gubernatorstwa, dr Maximilian Meidinger, wydał polecenie przetransportowania zabytków do majątku Hansa Christopha i Herty von Wirtersheim-Kramsta w Morawie (Muhrau) koło Strzegomia (Striegau).
Morawa
Najprawdopodobniej wśród zasobów przeniesionych do nowej składnicy były obrazy Jana Matejki. 24 stycznia 1945 roku – ze względu na szybkie postępy wojsk radzieckich – Hans Frank podjął decyzję o opuszczeniu Dolnego Śląska i wyjeździe do Bawarii. Swojemu adiutantowi – Helmuthowi Pfaffenrothowi – polecił zabrać z Morawy część dzieł sztuki i przewieźć je do rodzinnej miejscowości Neuhaus nad jeziorem Schliersee. Ze względu na pojemność skrzyń (oraz samochodu osobowego) Pfaffenroth wybrał do ewakuacji niewielkie zabytki (przede wszystkim obrazy). Nie miał możliwości (ani polecenia od Franka) by wywieźć z Morawy dzieła Matejki. Dlatego przez kilka dni Unia Lubelska, Batory pod Pskowem i Rejtan wraz z wieloma innymi zabytkami pozostawały w pałacu rodziny von Wirtersheim-Kramsta. 29 stycznia 1945 roku do majątku przyjechał konserwator zabytków prowincji Dolnego Śląska prof. Günther Grundmann[23]. Na polecenie dr Roberta Hiecke – radcy Ministerstwa Nauki, Wychowania i Oświaty Ludowej Rzeszy (Reichserziehungsministerium) – miał zabezpieczyć najcenniejsze zabytki znajdujące się na Dolnym Śląsku przed skutkami wojny. Realizując to zadanie prof. Grundmann dotarł również do Morawy. Na miejscu natknął się na duży zbiór skarbów sztuki z Polski[24]. Po latach – wspominając to wydarzenie – konserwator napisał: Nie zapomnę tej nocy. Nie było możliwości zabrania obrazów wraz z ramami. Zaczęliśmy zatem wyjmować obrazy z ram i zawijać je w tkaniny. Nie miałem sposobu jak załadować na stosunkowo małą ciężarówkę obrazy Canaletto, które miały do 3 metrów długości. Dlatego zdecydowałem się odczepić je gwóźdź po gwoździu od ram – nie były to ramy klinowe – i zawinąć w gobeliny. To była naprawdę męcząca i czasochłonna praca. Poranek już świtał, gdy zakończyliśmy pakowanie[25]. Następnie – dzięki pomocy stacjonującej w majątku niemieckiej jednostki pancernej – konserwatorowi udało się umieścić większość odnalezionych zabytków na ciężarówkach i przetransportować je do Cieplic (Warmbrunn).
Cieplice
Zbiory zostały złożone w bibliotece rodziny von Schaffgotschów (tam znalazło się również biuro urzędu konserwatorskiego). Prof. Grundmann nie miał zbyt wiele czasu na kontynuowanie akcji zabezpieczania dzieł sztuki znajdujących się na Dolnym Śląsku. Na początku lutego 1945 roku dowództwo VIII Okręgu Wojskowego skłoniło go do opuszczenia Cieplic i wyjazdu do Coburga. W nocy z 12 na 13 lutego rozpoczął pakowanie zbiorów na jedyny samochód ciężarowy jaki otrzymał do dyspozycji. Niestety, nie zmieściły się wszystkie dzieła przechowywane w Warmbrunn, w bibliotece i pałacu pozostawiono więc wiele śląskich i polskich zabytków, między innymi duże i ciężkie paczki z obrazami średniowiecznymi[26]. Po zakończeniu wojny prof. Grundmann zeznał amerykańskim śledczym, że mając do dyspozycji tylko jedną ciężarówkę mógł ewakuować z Dolnego Śląska ograniczoną liczbę zabytków – duże obiekty pozostawił w prowincjonalnych składnicach. W Morawie i Cieplicach została część kolekcji polskich. Nie wie [Grundmann], co się z nimi później stało, ale słyszał od swojej matki, która do lipca 1946 przebywała w Cieplicach, że pałac i biblioteka zostały opróżnione i prawdopodobnie sporo zrabowano[27]. Prof. Grundmann zeznał również po wojnie, że po tym jak opuścił Dolny Śląsk odpowiedzialność za dobra kultury pozostawione w licznych składnicach spadła na dowództwo niemieckiej armii. I to najprawdopodobniej wojsko zdecydowało się przenieść część dzieł sztuki pozostawionych w bibliotece von Schaffgotschów w Cieplicach na prowincję[28].
Mimo że polscy historycy sztuki, muzealnicy, bibliotekarze i archiwiści dysponowali fragmentaryczną wiedzą na temat ewakuacji dzieł sztuki na Dolny Śląsk, to nie dysponowali szczegółami na temat miejsc złożenia poszczególnych kolekcji. Na początku 1945 roku rozpoczęto jednak przygotowania do akcji rewindykacyjnej. Po wyzwoleniu Warszawy do Lublina pojechał prof. Stanisław Lorentz (przed wojną dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie), by spotkać się z przedstawicielami Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i zaproponować współpracę przy poszukiwaniu zrabowanych zabytków. Udało mu się przekonać przedstawicieli rządu do swojego planu – 13 lutego 1945 roku minister kultury i sztuki Wincenty Rzymowski powołał Naczelną Dyrekcję Muzeów i Ochrony Zabytków. Lorentz – nominowany na szefa tej instytucji – postanowił jak najszybciej udać się na Śląsk (do lutego 1945 roku wojska radzieckie zajęły Górny i część Dolnego Śląska) i rozpocząć poszukiwania polskich zbiorów muzealnych. Mimo poczynionych przygotowań – zorganizowania specjalnej grupy operacyjnej składającej się z muzealników, archeologów i historyków sztuki – radzieckie władze wojskowe nie udzieliły Polakom zezwolenia na rozpoczęcie działalności rewindykacyjnej na zajętych obszarach[29]. Decyzję argumentowano niebezpieczeństwem związanym z prowadzonymi na tym terenie działaniami wojennymi. Ograniczając polskim muzealnikom dostęp do składnic utworzonych przez Niemców na Górny i Dolnym Śląsku, zezwolono na ich spenetrowanie radzieckiej brygadzie trofiejnej dowodzonej przez ppłk. Borysa Filipowa – w cywilu dyrektora Moskiewskiego Teatru Dramatycznego[30]. Dopiero pod koniec maja 1945 roku grupa muzealników pod kierownictwem prof. Stanisława Lorentza mogła rozpocząć swoją pracę – penetrując przede wszystkim Dolny Śląsk. Korzystając z pomocy lokalnych władz – urzędników tworzących polską administrację i radzieckich dowódców – przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Sztuki prowadzili poszukiwania i zabezpieczenie zabytków wywiezionych w czasie wojny z polskich kolekcji. Rezultaty objazdu przekroczyły wszelkie oczekiwania. Okazało się bowiem, iż znaczna liczba dzieł sztuki, wywiezionych przez Niemców z Warszawy po Powstaniu, oraz duża ilość zbiorów katowickich, których los nie był znany, jak również zbiory ewakuowane w ostatniej chwili przez Niemców z Krakowa, pozostały na Śląsku. Zgrupowane one były w Prudniku i pod Prudnikiem, w Świdnicy i kilku zamkach okolicznych[31]. Profesor Stanisław Lorentz wspominał po latach, że w Świdnicy – odnalazł masę cennych zabytków[32]. Wśród zabezpieczonych dzieł sztuki nie było jednak Unii Lubelskiej, Batorego pod Pskowem i Rejtana – nie ustalono jeszcze miejsca ich przechowywania. Dzięki zeznaniom Niemców udało się poznać szczegóły ewakuacji do Świdnicy polskich zbiorów. Niezwykle cenne okazały się informacje przekazane pod koniec maja 1945 roku przez Artura Sziblera, któremu powierzono przechowywanie i konserwację przedmiotów stanowiących własność zrabowanego przez Niemców Muzeum Warszawskiego oraz Paula Dorna, właściciela jednego z budynków, w którym umieszczono dzieła sztuki wywiezione z Generalnego Gubernatorstwa. Dorn poinformował polskich urzędników, że zabytki zdeponowano na zlecenie nadburmistrza Trinka i spedytora Sziblera Artura. Szibler szczegółowo opisał zaś przebieg ewakuacji zbiorów muzealnych do Świdnicy. Zeznał m.in. że w drugiej połowie 1944 roku zgłosił się do niego archiwista z Wrocławia z informacją, że ma odbierać sukcesywnie transporty muzealne i archiwalne Muzeum Warszawskiego. Pierwszy transport składający się z ok. 2 wagonów przyszedł w okresie Bożego Narodzenia, drugi transport ok. Nowego Roku, następne dwa transporty w okresach 15-dniowych. Każdy transport składał się z 2 wagonów. Oddający transport archiwista Niemiec należał do sztabu wysiedleńczego z Warszawy (Röunungskommando)[33]. Artur Szibler poinformował również przedstawicieli polskiej administracji, że zabytki przywiezione do Świdnicy zostały umieszczone w magazynach mieszczących się przy ulicy Waldenburgstrasse nr 12 i 27. Do chwili wkroczenia Rosjan z rzeczy zdeponowanych u mnie pod nr 12 nic nie zginęło. Kiedy jednak wrócił do miasta – po jego zajęciu przez Armię Czerwoną – stwierdził, że okna i drzwi były rozbite i niektóre skrzynie uszkodzone. Szibler i Dorn zeznali ponadto, że oprócz Świdnicy zbiory przywiezione z Generalnego Gubernatorstwa umieszczono w zamku Kinau [powinno być Kynau – Zagórze Śląskie] i w zamku Michelsdorf [dziś Michałkowa], (w odległości 2-3 km. od Kinau), oraz w okolicy Strigau [Strzegom]. Były to transporty przeważnie składające się z dywanów, arrasów, makat itp. Bliższe dane o tych rzeczach mogą podać spedytorzy: Hertrams Oskar iPeter und Radeke. W zamku Kinau i Michelsdorf zostało wyładowane trzy 15 tonowe wagony[34]. Ministerstwo Kultury i Sztuki bardzo szybko podjęło próbę dotarcia do tych składnic. W trakcie prac rewindykacyjnych okazało się, że w Zagórzu Śląskim znajdowała się składnica konserwatora z Berlina. Kieszkowski [Witold Kieszkowski, zastępca Naczelnego Dyrektora Muzeów i Ochrony Zabytków] przy okazji szukania zbiorów polskich w 1945, wymienia tę składnicą jako zniszczoną, która uległa rozproszeniu i grabieży w czasie działań wojennych. Styczyński [Stefan Styczyński, delegat Ministerstwa Kultury i Sztuki do spraw rewindykacji na Dolnym Śląsku] w styczniu 1947 wymienia tę składnicę jako zawierającą militaria, ale nie przewiduje zwózki ruchomości, ponieważ składnica ma już charakter muzeum i jest pod opieką konserwatora wojewódzkiego[35]. W XVIII wiecznym pałacu w Michałkowej odnaleziono sporą liczbę dywanów i skrzyń z Muzeum Narodowego w W-wie i nie wszystkie zostały uratowane. Wcześniej zbiory tej składnicy zabezpieczył Pełnomocnik Komit. Ekonom. Rady Ministrów. Skrzynie ze zbiorami zdeponował w starostwie w Świdnicy pod opieką referatu Kult. i Sztuki.[36] Ani w Świdnicy, ani w Zagórzu Śląskim i Michałkowej nie odnaleziono obrazów Matejki wywiezionych ze Lwowa. Na ich ślad nie natrafiono także zarówno w Sichowie (pałac został zniszczony w czasie działań wojennych) jak i w Morawie. Kiedy do majątku von Wirtersheim-Kramsta dotarli wreszcie polscy muzealnicy (wśród nich był m.in. prof. Jan Zachwatowicz), z przerażeniem stwierdzili, że w pałacu urządzone były legowiska dla żołnierzy. Z czego zrobione? Ułożone jedne na drugich leżały tam, zrabowane jeszcze w 1939 roku z Gabinetu Rycin UW, albumy Stanisława Augusta. W skórzanych oprawach, ze złoconymi literami, tak łatwe do rozpoznania... Później obszukiwaliśmy jeszcze starannie okolice willi i znajdowaliśmy grafiki zmięte dla higienicznego użytku. Zbieraliśmy je starannie i potem profesor Lenart w swojej pracowni wszystko to jakoś wyczyścił, odmył, tak że udało się je odratować[37].
Przesieka
Na informacje dotyczące miejsca przechowywania Unii Lubelskiej, Batorego pod Pskowem i Rejtana udało się natrafić grupie kierowanej przez prof. Lorentza w lipcu 1945 roku. Jedna z wersji wydarzeń prowadzących do odzyskania dzieł Matejki mówi, że miała w tym udział Izabela Stachowicz, żona warszawskiego architekta i kolekcjonera sztuki Jerzego Gelbarda. Po zakończeniu wojny – pod przybranym nazwiskiem Stefania Czajka – została oficerem katowickiej Milicji Obywatelskiej i dołączyła do grupy rewindykacyjnej kierowanej przez prof. Lorentza (którego znała z okresu przedwojennego)[38]. W czasie poszukiwań w Kłodzku por. Czajka-Stachowicz spotkała znajomych oficerów. Jeden z nich, nie znany z nazwiska pułkownik, powiedział jej, że w knajpce w miejscowości Hain, koło Jeleniej Góry, zauważył leżące pod ścianą skrzynie z napisami Matejko. Poszukiwacze skradzionych dzieł istotnie znaleźli w restauracji Waldschloesschen w Hain skrzynie z arcydziełami Matejki: Rejtanem, Batorym pod Pskowem, Unią lubelską[39]. Na początku lipca 1945 roku rzeczywiście miało miejsce spotkanie grupy rewindykacyjnej Ministerstwa Kultury i Sztuki z przedstawicielami polskich władz administracyjnych działających na terenie Kotliny Kłodzkiej. Wśród uczestników obiadu zorganizowanego na cześć urzędników z Warszawy byli – oprócz Stanisława Lorentza, Izabelli Czajki i Jerzego Szabłowskiego (przed wojną dyrektora Państwowych Zbiorów Sztuki) – m.in. radziecki komendant ówczesnego Kladzka [późniejszego Kłodzka] pułkownik Markin, inż. porucznik Zygmunt Bratkowski – komendant z ramienia Wojska Polskiego, podpułkownik Gizejewski – późniejszy wojskowy komendant Kłodzka[40]. To właśnie w trakcie tego spotkania Stachowicz miała się dowiedzieć, że w małej miejscowości Hain znajdowały się skrzynie z obrazami Matejki. Prof. Lorentz twierdził jednak po latach, że punktem przełomowym dla sprawy odnalezienia obrazów wywiezionych ze Lwowa było sprawozdanie referenta kultury i sztuki na powiat Jelenia Góra sporządzone 11 lipca 1945 roku. Urzędnik napisał w nim m.in.: W rozmowie z dnia 26 czerwca 1945 roku z panem inżynierem Graumanem dowiedziałem się, że w restauracji Waldschlöschen [powinno być Waldschlösschen] w Hain [Przesieka] są złożone różne dzieła sztuki. Zgłosiłem to natychmiast panu Staroście Powiatowemu, by te eksponaty zabezpieczyć. Jednakże z powodu trudności transportowych nie mogłem tego na razie uczynić, pomimo że były tam obrazy Jana Matejki. Na szczęście pan profesor doktor Lorentz pojechał do miejscowości Hain i odkrył między innymi obrazy: Batory pod Pskowem, Rejtan, Unia Lubelska Matejki[41]. Okazało się, że była to informacja prawdziwa. O cennym znalezisku dokonanym w Hain prof. Lorentz postanowił natychmiast poinformować prof. Jana Zachwatowicza. 11 lipca 1945 roku napisał telegram o następującej treści: Odnalazłem Matejki Batory Rejtan Unia. Przyśpieszyć remont Zachęty. Zanim jednak przygotowano transport obrazów do Warszawy podjęto decyzję o ich czasowym umieszczeniu w muzeum w Jeleniej Górze. Dopiero 6 sierpnia przewieziono je do stolicy i przekazano pod opiekę konserwatora zabytków Bohdana Marconiego. Z uwagi na wagę odkrycia nazwę miejscowości Hain zmieniono na Matejkowice – dopiero w 1946 roku została Przesieką.
[1] K. Molendziński, Jan Matejko 1838-1893 [katalog wystawy], Warszawa 1938, s. 12.
[2] N. Cieślińska-Lobkowicz, Walka w obronie polskich dóbr kultury w czasie wojny i okupacji hitlerowskiej, „Kronika Zamkowa”, 2008, 1-2 (55-56), s. 159-177.
[3] J. Jaruzelski, Książę Janusz (1880-1967), Warszawa 2001, s.
[4] K.J. Badecki, Dziennik 1943-1944, , rkps, Biblioteka Jagiellońska, syg. 267/71.
[5] Dokumentacja dotycząca konserwacji obrazów J. Matejki, Gabinet Dokumentów Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
[6] Archiwum Muzeum Narodowego w Warszawie, t. 720, k. 2-3.
[7] Pismo dr Wernera Kudlicha do Zarządu Miasta Lwowa z 15 marca 1944 roku, Archiwum Akt Nowych, Dokumenty Rządu Generalnego Gubernatorstwa, RGG 1466, k. 17.
[8] B. Marconi, Konserwacja czołowych obrazów Jana Matejki w latach 1945-1952, „Ochrona Zabytków”, 1954, nr 1, s. 17-31.
[9] M. Serafińska-Domańska, Wiśnicki okupacyjny epizod w historii obrazów Jana Matejki, „Kronika Zamkowa”, 2000, nr 2, s. 118.
[10] List Jana Marksen do Stanisława Lorenza, Zakopane, 4 marca 1963, Archiwum Muzeum Narodowego w Warszawie, t. 811, s. 21.
[11] Protokół przesłuchania dr Wilhelma Ernsta Palezieux z 24 stycznia 1948, IPN NTN 298, t. 52, k. 30.
[12] J.R. Kudelski, Zaginiony Rafael. Kulisy największej kradzieży nazistów, Kraków 2012.
[13] Oświadczenie dr Wilhelma Ernsta Palezieux z 26 maja 1947 roku, IPN SOKr 607, tom 1, k. 27.
[14] Zeznanie prof. Adolfa Szyszko-Bohusza z 23 lutego 1946 roku, IPN SOKr 607, tom 1, k. 5.
[15] Ibidem.
[16] Oświadczenie prof. Adolfa Szyszko-Bohusza z 20 października 1946 roku, IPN SOKr 607, tom 1, k. 10.
[17] Protokół przesłuchania dr Wilhelma Ernsta Palezieux z 26 lutego 1948 roku, IPN SOKr 607, tom 1, k. 154v.
[18] Ibidem, k. 155.
[19] Sprawozdanie z prac przy składnicy w pałacu Seichau sporządzone przez dr Eduarda Kneisela 1 stycznia 1945 roku, IPN SAKr 8, k. 131.
[20] Ibidem.
[21] Ibidem, k. 129.
[22] J.R. Kudelski, Świdnica – składnica skarbów Generalnego Gubernatorstwa, Inne Oblicza Historii, nr 01/2005 (06).
[23] J.R. Kudelski, Zaginiony Rafael. Kulisy największej kradzieży nazistów, Kraków 2012.
[24] G. Grundmann, Erlebter Jahre Widerschein: von schönen Häusern, guten Freunden und alten Familien in Schlesien, München 1972, s. 335.
[25] Ibidem.
[26] Oświadczenie prof. Günthera Grundmanna z dnia 15 stycznia 1947 roku, NARA, Records Concerning the Central Collecting Points: Munich Central Collecting Point, 1945–1951, Restitution Research Records, RG 260
[27] Ibidem.
[28] J.M. Kowalski, J.R. Kudelski, R. Sulik, Lista Grundmanna. Tajemnice skarbów Dolnego Śląska, Warszawa 2015.
[29] J.R. Kudelski, Rewindykacja dóbr kultury na Dolnym Śląsku w latach 1945-1949, Kwartalnik Historyczny 1/2016.
[30] J.R. Kudelski, Trofiejne brygady na Ziemiach Odzyskanych, „Mówią Wieki”, 2013, wydanie specjalne nr 2.
[31] W. Kieszkowski, Składnica muzealna Paulinum i rewindykacja zabytków na Dolnym Śląsku, w: Pamiętniki Związku Historyków Sztuki i Kultury, tom I, Warszawa 1948, s. 141.
[32] R. Jarocki, Rozmowy z Lorentzem, Warszawa 1981, s. 339
[33] Protokół przesłuchania Artura Sziblera i Paula Dorna z dnia 25 maja 1945 roku, Protokół przesłuchania Artura Sziblera i Paula Dorna z dnia 25 maja 1945 roku, za: Wojciech Kowalski, Likwidacja skutków II wojny światowej w dziedzinie kultury, Warszawa 1994, s.127.
[34] Ibidem.
[35] J. Gębczak, Straty wojenne Dolnego Śląska w zakresie mienia artystycznego, 1950, kopia maszynopisu w archiwum autora.
[36] Ibidem.
[37] W. Kalicki, Rejtan pod szynkwasem, Gazeta Wyborcza, Cykl Sztuka zagrabiona, 1999.
[38] R. Jarocki, Rozmowy z Lorentzem, Warszawa 1981.
[39] W. Kalicki, Rejtan pod szynkwasem, Gazeta Wyborcza, Cykl Sztuka zagrabiona, 1999.
[40] J. Skowroński, Taka spokojna, górska wieś Hain, Odkrywca, nr 2 (157), 2012, s. 25–26.
[41] R. Jarocki, Rozmowy z Lorentzem, Warszawa 1981, s. 345.